lis 12, 2015
W powojennej Polsce mieszkania należały do dóbr luksusowych. Przyczyn tej sytuacji było bardzo wiele. Przede wszystkim chodziło o to, że wiele mieszkań, budynków mieszkalnych zostało w czasie działań wojennych całkowicie zniszczonych. I nie mamy tu na myśli tylko samej Warszawy, która została ziszczona w około siedemdziesięciu procentach, ale i inne miasta.
Historyczny przegląd rozbudowy Polski
Po wojnie budowa nowych mieszkań nie należała do priorytetów nowej władzy. Były znacznie ważniejsze potrzeby, więc poważny brak lokali mieszkalnych próbowano rozwiązać w sposób administracyjny. Jednym z pomysłów było dokwaterowywanie nowych mieszkańców do mieszkań już funkcjonujących. Czyniono to w sposób administracyjny. Rodziny, które były właścicielami dużych przedwojennych mieszkań musieli liczyć się z tym, że ich mieszkanie zostanie podzielone, a oni zyskają zupełnie nowych sąsiadów. Szczególnie te rozporządzenia dotyczyły osób, które nie przyjmowały nowej władzy z otwartymi ramionami. Tego typu sposób był znany już wcześniej w realiach radzieckich. Jako, że we wszystkim naśladowano nowego sojusznika, również pomysł „komunałek” wydawał się znakomity. W ten sposób każda rodzina otrzymywała do użytku jeden pokój, a kuchnia i łazienka pozostawała do wspólnego użytkowania. Ten stan rzeczy nie mógł trwać oczywiście zbyt długo. Mieszkania musiały być budowane dla młodych Polaków, chociaż nieruchomości nigdy nie były najważniejsze w gospodarce powojennej Polski. Za czasów Gomułki zaczęto budować domy na modłę socrealistyczną. Mieszkania były małe, niskie, a kuchnia przypominała raczej wnękę bez okien. Skrupulatnie wyliczano, ile metrów kwadratowych powinno wystarczyć do życia każdemu mieszkańcowi. Nie były to liczby astronomiczne. W początkowej fazie nawet łazienki miały być wspólne i umieszczane na korytarzach. Na szczęście ten pomysł okazał się zbyt restrykcyjny i na szczęście nie został zrealizowany.
Mieszkania – popyt jest stały… a nawet wzrasta
Prawdziwy boom budowlany nastąpił dopiero w latach siedemdziesiątych. Nowa ekipa rządowa musiała pozyskać obywateli i uznano, że rozwiązanie problemu mieszkaniowego może temu posłużyć. W ten sposób narodziły się osiedla z wielkiej płyty. Nie były one pomysłem nowym i oryginalnym. Już w latach trzydziestych ubiegłego wieku takie domy powstawały we Francji i krajach skandynawskich. Ponieważ jednak były pomysłem dość drogim, szybko zostały zarzucone. W gospodarce socjalistycznej miały być panaceum na problemy z mieszkaniami. I w pewnym sensie ten pomysł odniósł sukces. Nigdy wcześniej nie powstało tak wiele mieszkań i nigdy wcześniej nie budowano ich tak szybko. Rozwiązanie problemu mieszkaniowego zdawało się być w zasięgu ręki. Mieszkania budowano w pośpiechu, więc nie były one najwyższej jakości. Trzeba też stwierdzić, że osiedla na których powstawały bloki mieszkalne były pozbawione podstawowej infrastruktury. To jednak nie przeszkadzało setek tysiącom nowych mieszkańców, którzy otrzymywali klucze do upragnionego M. Do tej pory osiedla z wielkiej płyty są zamieszkane, chociaż naturalnie podniósł się standard mieszkań. Obecnie najlepszy standard oferują mieszkania deweloperskie, których najwięcej znajdziemy w biurach nieruchomości.